czwartek, 28 maja 2015

Pamiętam jak zaczynaliśmy. Nasze nieśmiałe początki, ostrożne zachowania. Byliśmy dziećmi, którzy dopiero uczyli się kochać kogoś płci przeciwnej. Wchodziliśmy w skład pewnej całości. Byliśmy ze sobą tak blisko... Przeżywaliśmy wspólnie każde zmartwienie, najmniejszą troskę. Uważam, że naprawdę budowaliśmy piękny związek, wręcz wspaniały. Więc dlaczego, to wszystko pewnego dnia po prostu.. zgasło? Każde z nas, poszło w innym kierunku. Ostatnio przeczytałam gdzieś, że jesteś w Szwecji, że pracujesz, a maturę zdałeś całkiem dobrze. Nie należę już do tego i może odrobinę mi przykro i troszeczkę szkoda, że nie jestem przy Tobie, jak przeżywasz to wszystko. Ale właściwie, dlaczego chciałabym być? Sama nie rozumiem, a po całych analizach i skrupulatnych wypisywaniach "za" i "przeciw" doszłam do wniosku, że to nie przez miłość. Bardziej może przez przywiązanie, przyzwyczajenie, wspólne marzenia, plany, które były oczywiste. O których nawet nie dyskutowaliśmy, bo jasne było, że zamieszkamy w Gdańsku, nieopodal mojej siostry, żebym zawsze miała do niej blisko. Mieliśmy wynająć skromną kawalerkę i dzielić się obowiązkami... A dzisiaj, mimo tych planów,które były pewne, jestem w zupełnie innym miejscu nie do końca chyba godząc się na swoją przyszłość. Właściwie, to nie mam w niej nic do gadania. Zostanę tu gdzie jestem, dopasowując się do kogoś innego. Pomijając własne plany i marzenia. Moim obowiązkiem jest być obok mojego przyszłego męża, robić mu obiady, a w międzyczasie jeśli znajdę chwilę, mogę iść na studia zaoczne, na które najpierw będę musiała zarobić, pracując w tygodniu. Pracując w mieście rodzinnym, z którego zawsze chciałam się wyrwać. Nie poznam tego świata, nie zasmakuje całej tej reszty. Bardzo brakuje mi przyjaciółki, takiej, do której mogłabym sie przytulić, a ona powiedziałaby, że zawsze mogę na nią liczyć. Kiedyś miałam taką osobę, której mówiłam wszystko, pożyczałam skarpetki, a ona w ramach podzięki przynosiła mi pyszne ciasto z malinami. Pamiętam je do dziś. Kurwa, robiłaś takie dobre malinowe ciasto... I zawsze pytałaś co u mnie, i wysłuchiwałaś mnie godzinami. Kochałam Cię jak siostrę...
W zasadzie nie jest źle, czasami przychodzą tylko chwile słabości a ja mam tendencję do pozwalania im zainfekować moją duszę zwykle własnie takimi wieczorami. Posypuję się wtedy, wypłaczę się, trochę poużalam i pożałuję swojego życia. I zwykle własnie takimi chwilami odczuwam największy smutek i samotność. Nie mam z kim porozmawiać, trzeba liczyć na siebie. Chociaż czasami, chciałoby się jakiejś rady, albo pocieszenia.