Była kimś więcej niż znajomą, przyjaciółką. Nie wiem nawet jakie określenie byłoby odpowiednie, by dokładnie zawrzeć to jak bliską osobą dla mnie była. Poznałam ją w momencie... cholera, w czasie kiedy tkwiłam po uszy w największym gównie jeszcze nie do końca orientując się w czym trwam. To był czas kiedy jeszcze uważałam się, że to co mnie spotkało to niesamowite szczęście, a on jest "księciem z bajki". Opowiadałam jej o swojej milości, radości, ona z kolei odwdzięczała się takimi samymi historiami o swoim ukochanym i cudownym związku. A później zaczęło się pierdolić. Nie radziłam sobie. Żyłam resztkami sił, łypiąc każdy oddech jakbym walczyła o każdą sekundę życia. A ona stała obok, chcąc mówiąc "dalej, wdech, wydech". Ratowała mnie nie raz. Bywało, że jej przyjaźń była jedynym powodem, dla którego zrzucałam rano kołdrę i zwlekałam się po godzinie snu z łóżka. Pocieszała mnie, tłumaczyła, rozmawiała, rozumiała, robiła wszystko co tylko mogła. Później u niej zaczęło być gorzej. Starałam się przyjąć rolę w jaką ona wcieliła się gdy to ja upadałam. Radziłam sobie całkiem nieźle. Razem przeszłyśmy przez to wszystko. Obie pokonałyśmy swoje problemy, wszystko co nas męczyło. Mozna powiedzieć że wyszłyśmy na prostą. I.. kontakt się urwał. Jakbyśmy stały się sobie nie potrzebne? Zupełnie jakby to wszystko było po to byleby jedna trzymała drugą na powierzchni. Zabrakło nam tematów do codziennych rozmów. Stały się błahe w porównaniu do tego co przyszło nam przeżyć i jakie tamaty poruszałyśmy w przeszłości. Każda z nas poszła w swoją stronę. Zajęła się swoim życiem. I zapomniała.
Myślę, że podświadomie zrobiłyśmy to dlatego, by nie wracać do przeszłości. W każdej bolesnej chwili tamtych czasów byłaś obecna. Zawsze "stałaś obok" trzymając mnie za rękę i kazałaś mi walczyć. Więc ta przeszłość, ta skryta najgłębiej, która boli najbardziej jest przepełniona Tobą. To pozytywne chwile ale nadal kwalifikujące się do "tych czasów". Dlatego nie wracamy, prawda? Bo nie chcemy poruszać wszystkich tych tematów. Bo wiemy, że jeśli doszłoby do głębszej rozmowy rozdrapałybyśmy wszystkie rany, a tego nie chcemy... Zostało tak wiele niewyjaśnioncyh spraw... Wiesz? Tak wiele niedokończonych zdań. A wiesz, że rozstałam się wtedy z nim w kłótni, w złości, w krzyku. Powiedziałam mu, że go nienawidzę, co w zasadzie jest prawdą do cholery, ale jednak żałuję tych słów. Ciągle go bronię, jakby to była moja wina. Może jest..? Chyba nigdy się nie dowiem, przecież nawet nie wiem czy on żyje. W sumie pewnie nawet nie powinnam wiedzieć. To nieważne.
Tęsknie za Tobą w chuj, Paula. I brak mi tych rozmów. Kocham Cię. Dziękuję za wszystko.
ps. warepantera, kurwa pamiętasz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz