Nie potrafię mu tego wszystkiego odpuścić, zupełnie jakbym straciła zdolność wybaczania. Po brzegi jestem wypełniona żalem do niego i nie umiem odnaleźć sposobu by się go pozbyć. Duszę w sobie tak wiele skrajnych emocji, że sama już nie wiem, co obecnie czuję. Nie wierzę, że człowiek może tak bardzo się zmienić. Że osoba, na której polegałaś i bezgranicznie ufałaś, staje się spełnieniem wszelkich obaw. I w sumie nie jesteś na to gotowa, bronisz go w swojej głowie, albo tłumaczysz sobie, że może źle zrozumiałaś, usłyszałaś albo on się przejęzyczył. Że przecież Cię kocha, bo obiecywał. Prawda? Przecież pamiętasz. Mówił Ci, że Cię kocha, że będzie z Tobą na zawsze i żadna inna się nie liczy. Więc jeśli skłamał w jednej kwestii jaką masz pewność, że cała reszta była prawdą? Żadną. I być może ta niepewność najbardziej uderza w serce. Lęk o to, że wszystko w co wierzyłaś przez dwa lata był tylko dobrze wykreowanym złudzeniem. Bańką mydlaną, która wreszcie musiała prysnąć.
Nie chcę po nim płakać, rozpamiętywać, przeglądać wspólnych zdjęć i z sentymentem spoglądać na rzeczy, które dawał mi w prezencie. Chcę żyć, zostawić wszystko za sobą, patrzeć w przód, nie w tył. Cieszyć się każdym momentem, że dane jest mi go przeżywać. Pragnę śmiać się jak dziecko z każdej błahostki.
Tylko jak? Skoro wbił mi nóż prosto w serce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz