niedziela, 20 września 2015

wreszcie on.

Gdy się poznaliśmy - byliśmy dziećmi. Dopiero jedną nogą wkraczaliśmy w dorosły świat, o którym nie mieliśmy jeszcze zielonego pojęcia. Uczyliśmy się jak żyć. I wbrew wszystkim naszym pragnieniom, robiliśmy to z dala od siebie. Cała nasza znajomość, to był jedynie splot przypadkowych wydarzeń. Nie planowanych i zadziwiających. Jakby było to większym, wyższym planem. Dzisiaj minęło 6 lat, a my... Jesteśmy zupełnie inni. Tak wiele czasu zajęło nam dorośnięcie do siebie na wzajem. Wreszcie to uczucie, który wtedy było chyba zbyt wielkie na tak młodego człowieka, dzisiaj ma prawo się z nas wydostać. Jesteśmy na to gotowi, jakby wszystko co działo się w naszym życiu wcześniej miało nas po prostu do tego przygotować. Do przyszłości, którą mamy szansę zbudować razem.
Tak wiele lat czekałam na ten moment. Na chwilę, gdy mnie pocałujesz i wreszcie będę mogła wierzyć, że to wszystko, to nie puste słowa i obietnice bez pokrycia. Zawsze byłeś obok, ale nie przy mnie.
Nigdy nie sądziłam, że w jednym pocałunku może zawierać się tyle namiętności i pożądania. Jedyne co oboje czuliśmy to zachłanność, jakby ktoś zaraz znowu miał nas rozdzielić. Pragnęliśmy nacieszyć się sobą na zapas, choć chyba nie ma to większego sensu, bo przecież przed nami całe życie.

czwartek, 28 maja 2015

Pamiętam jak zaczynaliśmy. Nasze nieśmiałe początki, ostrożne zachowania. Byliśmy dziećmi, którzy dopiero uczyli się kochać kogoś płci przeciwnej. Wchodziliśmy w skład pewnej całości. Byliśmy ze sobą tak blisko... Przeżywaliśmy wspólnie każde zmartwienie, najmniejszą troskę. Uważam, że naprawdę budowaliśmy piękny związek, wręcz wspaniały. Więc dlaczego, to wszystko pewnego dnia po prostu.. zgasło? Każde z nas, poszło w innym kierunku. Ostatnio przeczytałam gdzieś, że jesteś w Szwecji, że pracujesz, a maturę zdałeś całkiem dobrze. Nie należę już do tego i może odrobinę mi przykro i troszeczkę szkoda, że nie jestem przy Tobie, jak przeżywasz to wszystko. Ale właściwie, dlaczego chciałabym być? Sama nie rozumiem, a po całych analizach i skrupulatnych wypisywaniach "za" i "przeciw" doszłam do wniosku, że to nie przez miłość. Bardziej może przez przywiązanie, przyzwyczajenie, wspólne marzenia, plany, które były oczywiste. O których nawet nie dyskutowaliśmy, bo jasne było, że zamieszkamy w Gdańsku, nieopodal mojej siostry, żebym zawsze miała do niej blisko. Mieliśmy wynająć skromną kawalerkę i dzielić się obowiązkami... A dzisiaj, mimo tych planów,które były pewne, jestem w zupełnie innym miejscu nie do końca chyba godząc się na swoją przyszłość. Właściwie, to nie mam w niej nic do gadania. Zostanę tu gdzie jestem, dopasowując się do kogoś innego. Pomijając własne plany i marzenia. Moim obowiązkiem jest być obok mojego przyszłego męża, robić mu obiady, a w międzyczasie jeśli znajdę chwilę, mogę iść na studia zaoczne, na które najpierw będę musiała zarobić, pracując w tygodniu. Pracując w mieście rodzinnym, z którego zawsze chciałam się wyrwać. Nie poznam tego świata, nie zasmakuje całej tej reszty. Bardzo brakuje mi przyjaciółki, takiej, do której mogłabym sie przytulić, a ona powiedziałaby, że zawsze mogę na nią liczyć. Kiedyś miałam taką osobę, której mówiłam wszystko, pożyczałam skarpetki, a ona w ramach podzięki przynosiła mi pyszne ciasto z malinami. Pamiętam je do dziś. Kurwa, robiłaś takie dobre malinowe ciasto... I zawsze pytałaś co u mnie, i wysłuchiwałaś mnie godzinami. Kochałam Cię jak siostrę...
W zasadzie nie jest źle, czasami przychodzą tylko chwile słabości a ja mam tendencję do pozwalania im zainfekować moją duszę zwykle własnie takimi wieczorami. Posypuję się wtedy, wypłaczę się, trochę poużalam i pożałuję swojego życia. I zwykle własnie takimi chwilami odczuwam największy smutek i samotność. Nie mam z kim porozmawiać, trzeba liczyć na siebie. Chociaż czasami, chciałoby się jakiejś rady, albo pocieszenia.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Byłam pewna, że nigdy mu nie wybaczę. Żyłam w przekonaniu, że tak wielkiej ilości żalu nie można się ot tak pozbyć. W momencie gdy ułożyłam sobie życie na nowo, pomijając w tym jego osobę, wstałam pewnego dnia i poczułam, że najzwyczajniej w świecie, nie mam mu już niczego za złe. I dzisiaj tęsknie za nim, za wspólnymi chwilami, gdy po moich dwóch słowach albo grymasie twarzy, doskonale rozumiał co pragnę mu przekazać.
Da się przestać kochać, prawda?

wtorek, 3 marca 2015

Wszystko się we mnie skończyło. Całe pokłady fałszywego optymizmu i uśmiechu właśnie się wyczerpały. Jedyne co odczuwam, to żal do samej siebie, że doprowadziłam do takiego stanu rzeczy. Chciałabym przywrócić dawną siebie, całe dawne życie, gdzie jeden problem nie gonił kolejnego. Zmartwienia i owszem, były zawsze, ale nie w takich ilościach jak teraz. Potrzebuję może przyjaciółki, kogoś kto wysłuchałby mnie i powiedział - hej, głowa do góry. Pilnie poszukuję osoby, która powie mi, co mam zrobić dalej ze swoim życiem. Jak rozegrać to co dzieje się w mojej głowie i jakie decyzje podjąć. Nie mam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. Siedzę sama, po uszy w tym bagnie do którego tylko ja mam dostęp. Wszystko to dzieje się we mnie. Duszę się. Próbuję wszystkiego, każdej z możliwych opcji by wreszcie może drogą dedukcji odkryć co daje mi szczęście. Ale to są tylko rozczarowania, odczuwam jedynie rezygnacje i rozczarowanie, że znowu idzie coś nie tak. Sypię się. Znowu. A może ciągle. Wszystko miało wyglądać inaczej, a wychodzi na to, że znowu się przeliczyłam. Życie wcale nie wygląda tak, jak w marzeniach.