sama nie wiem czy jest mi lepiej. to co dzieje się teraz w mojej głowie, to nie tyle co mętlik, a chęć zjedzenia ciastka i nadal go posiadania. pogubiłam się w swoim umyśle i przekonaniach. to prawda że z dnia na dzień wywracam swoje życie do góry nogami i jak rozkapryszone dziecko robię to na co obecnie mam chęć. nie zważając na konsekwencje.
prawdą jest, że jest o wiele łatwiej. potrafię sobie bez problemu teraz poradzić. w pojedynkę. jednak dało się na to uodpornić i przygotować.
wymyśliłam sobie, że czas na zmiany. nowa szkoła, kurs, wyjazd.ciekawe....
wtorek, 25 czerwca 2013
niedziela, 16 czerwca 2013
kiedyś w praktyce pokażę Ci, że to czekanie skrywało w sobie całą magię, którą przypisywałeś mi. nie moją zasługą było to, jak bardzo pragnąłeś zasmakować tego wszystkiego. chciałeś po prostu tego, co nieznane i czego zawsze nie pozwalałam Ci spróbować.
kiedyś uwolnię Cię od całego tego wyobrażenia o mojej osobie. chcę jednak byś najpierw spróbował zrobić to sam. tak jak teraz. małymi kroczkami, metodą wmówienia sobie tego, jak być powinno.
kiedyś uwolnię Cię od całego tego wyobrażenia o mojej osobie. chcę jednak byś najpierw spróbował zrobić to sam. tak jak teraz. małymi kroczkami, metodą wmówienia sobie tego, jak być powinno.
sobota, 15 czerwca 2013
uwielbiam dni takie jak dziś. gdy mogę wyjechać z dala od tego tłoku i nabrać dystansu. było mi to potrzebne, zdecydowanie. zaczynam czytać kolejną książkę, bodajże czwartą i kończę po pierwszym rozdziale, bo treść wydaje mi się nie mieć sensu. to ze mną jest coś nie tak, czy źle trafiam?
czas iść pod prysznic i... przejść się gdzieś. w końcu sobota wieczór - nie ma siedzenia w domu.
a w tle bębni mi non stop soundtrack z Gatsbiego. więcej takich wieczorów.
i lody jagodowe.
to kocham.
czas iść pod prysznic i... przejść się gdzieś. w końcu sobota wieczór - nie ma siedzenia w domu.
a w tle bębni mi non stop soundtrack z Gatsbiego. więcej takich wieczorów.
i lody jagodowe.
to kocham.
piątek, 14 czerwca 2013
.
zadziwia mnie życie. zaskakuje na każdym kroku, do tego stopnia że mam chęć czasem krzyknąć jak dziecko na widok pierwszego cukierka w swoim życiu. sama nie wiem, czy jestem szczęśliwa czy też całkowicie nieszczęśliwa. nie potrafię zdefiniować obecnego stanu. jakbym żyła w jakiejś otwartej przestrzeni, gdzie jest sama obojętność. myślę, że to właśnie ta cała obojętność zaprowadziła mnie do obecnego miejsca. punktu kontrolnego w którym mogę nabrać powietrza i trochę zahamować z życiem, które pędzi jak głupie, zżerając kolejno dzień, tydzień, miesiąc. czuję że przez te wszystkie minione doby nie zrobiłam nic, co wniosłoby coś wartościowego do mojego życia. są szarymi dniami, które przemijają, a ja po chwili . wmawiam sobie po drodze że ból psychiczny nie istnieje, że to, czego nie mogę dotknąć, poczuć ciepła krwi, nie jest tak naprawę cierpieniem. i w zasadzie to działa. utwierdzam się stopniowo w tym, że ból fizyczny, to jedyne co może mnie złamać, dotknąć. to jego zawsze się obawiałam. płaczu z cierpienia, tego z wyniku szramy na dłoniach, rozciętej nogi, czy czegokolwiek co zostawiało namacalną bliznę. bo przecież w mojej psychice nie ma blizn których mogę dotknąć i poczuć. więc jeśli iść tym tropem ostatnie kilka przeszłych lat nie zostawiło żadnych śladów w mojej duszy. dobry tok myślenia. niech taki pozostanie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)