.
zadziwia mnie życie. zaskakuje na każdym kroku, do tego stopnia że mam chęć czasem krzyknąć jak dziecko na widok pierwszego cukierka w swoim życiu. sama nie wiem, czy jestem szczęśliwa czy też całkowicie nieszczęśliwa. nie potrafię zdefiniować obecnego stanu. jakbym żyła w jakiejś otwartej przestrzeni, gdzie jest sama obojętność. myślę, że to właśnie ta cała obojętność zaprowadziła mnie do obecnego miejsca. punktu kontrolnego w którym mogę nabrać powietrza i trochę zahamować z życiem, które pędzi jak głupie, zżerając kolejno dzień, tydzień, miesiąc. czuję że przez te wszystkie minione doby nie zrobiłam nic, co wniosłoby coś wartościowego do mojego życia. są szarymi dniami, które przemijają, a ja po chwili . wmawiam sobie po drodze że ból psychiczny nie istnieje, że to, czego nie mogę dotknąć, poczuć ciepła krwi, nie jest tak naprawę cierpieniem. i w zasadzie to działa. utwierdzam się stopniowo w tym, że ból fizyczny, to jedyne co może mnie złamać, dotknąć. to jego zawsze się obawiałam. płaczu z cierpienia, tego z wyniku szramy na dłoniach, rozciętej nogi, czy czegokolwiek co zostawiało namacalną bliznę. bo przecież w mojej psychice nie ma blizn których mogę dotknąć i poczuć. więc jeśli iść tym tropem ostatnie kilka przeszłych lat nie zostawiło żadnych śladów w mojej duszy. dobry tok myślenia. niech taki pozostanie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz